Love story
Iskry, 1989
Liczba stron: 79
Literatura amerykańska
5/10
Erich Segal to amerykański pisarz, scenarzysta i naukowiec. W swoich utworach często sięga do dobrze mu znanego środowiska studenckiego, uniwersyteckiego. Był profesorem literatury greckiej i łacińskiej m. in. na uniwersytecie Harvarda. Zmarł w Londynie w 2010 roku mając 73 lata.
Bezpretensjonalna, można nawet śmiało powiedzieć,
banalna historia miłości dwojga młodych zawdzięcza swoje powodzenie nie
tylko znajomości amerykańskiego środowiska uniwersyteckiego, o którym
Segal pisze, ale także umiejętności myślenia kategoriami młodzieży w
ogóle i dostrzegania jej problemów przez autora, jak również świeżości
podejścia do "wstydliwego" dziś niejako tematu czystego, autentycznego
uczucia.
Dość długo polowałam w bibliotece na tę książeczkę, gdyż jest tylko jeden egzemplarz w całej placówce. Mocno i intensywnie wyczytany, wciąż wypożyczony praktycznie, więc gdy tylko przyłapałam go na półce zgarnęłam go do domu. Byłam naprawdę nakręcona na tę książkę, liczyłam na coś 'wow', mimo że wiedziałam, że jest to dość banalna historia miłosna. Chyba za dużo sobie obiecywałam.
Mimo że "Love story" ma tylko 79 stron, to czytałam tę powiastkę dwa dni, choć czasu miałam sporo na czytanie. Ciężko było mi się wbić w tekst, przeżywać go, fascynować się bohaterami i ich życiem, jednak uparłam się, że przeczytam. Nie polubiłam Jenny. Nie mogłam. Wcale nie mam nic przeciwko temu, że była złośliwa i potrafiła nieźle się odgryźć, to nawet cecha, której mi u wielu bohaterów literackich brakuje. Tyle, że w moim odczuciu było tego zbyt wiele. Co za dużo to niezdrowo. Polubiłam jednak Oliwiera. Sympatyczny, czasem złośliwy, oddany, szczerze zakochany i - co bardzo istotne dla tej historii - niesamowicie uparty.
Szkoda trochę, że ta historia nie jest chociaż jeszcze raz tak długa i bardziej rozbudowana, bardziej złożona, bo miłość i obliczu choroby, cierpienia i śmierci to temat zawsze interesujący czytelnika, nawet powielany setki razy. Wątek sporu między Oliwierem a jego ojcem również mógłby być bardziej szczegółowo i dokładnie nakreślony. Naprawdę, chciałabym więcej i więcej tego tekstu i tej historii. Dla mnie 79 stron to za mało na tak szeroki i bogaty pomysł.
Jeżeli jesteście zainteresowani tą powiastką to czytajcie ją lecz nie obiecujcie sobie zbyt wiele, nie stawiajcie poprzeczki za wysoko, bo popsujecie sobie (być może) przyjemność płynącą z czytania tej cieniutkiej książeczki. Mimo że "Love story" mnie nieco zawiodło, z chęcią popróbuję się z innymi dziełami Ericha Segala.
"- Przestań - ucięła, a potem powiedziała bardzo cicho: - Kto kocha nie potrzebuje mówić: przepraszam."
"- Przestań - ucięła, a potem powiedziała bardzo cicho: - Kto kocha nie potrzebuje mówić: przepraszam."
W sam raz na dzisiejszy dzień :D Szkoda, że nie mam jej pod ręką ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam do mnie ;)
Podobała mi się, choć nie mogłam odżałować, że to tak krótka lektura. Można by było to wszystko obszerniej opisać :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że wielkich rewelacji nie ma, dlatego jednak spasuje, wszak wokół jest tyle znacznie lepszych powieści.
OdpowiedzUsuńRaczej spasuję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mam tę książkę gdzieś na półce i chciałam do niej wrócić, po tym jak kilka miesięcy temu przeczytałam w sieci arcypochlebną recenzję.A teraz.. hmm. Dałaś mi do myślenia, chyba znów odłożę ją na bliżej nieokreślone później.
OdpowiedzUsuńDawno temu czytałam tę książkę - akurat moje wydanie miało tę samą okładkę. Jak dla mnie klasyka - czy się podoba czy nie - warto znać.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
kiedy 70 stron czyta się przez dwa dni, to jest to najlepszy dowód na to, że nie warto brać książki do ręki. Segalowi dziękuję.
OdpowiedzUsuń