"Zawsze mnie smuci, kiedy ludzie spodziewają się po innych tego, co najgorsze, zamiast tego, co najlepsze. Czasem nie doceniamy młodzieży."

"Bóg nigdy nie mruga" R. Brett

sobota, 31 maja 2014

[134] Maria Rodziewiczówna "Między ustami a brzegiem pucharu"

Świat Książki, 2013
Liczba stron: 236
Literatura polska
10/10

Maria Rodziewiczówna to wybitna przedwojenna pisarka. Zaczynała od publikacji opowiadań w prasie, a debiutem powieściowym okazał się być "Straszny dziadunio" (1887). Po śmierci ojca w 1881 przejęła kontrolę nad rodzinnym majątkiem Hruszów i obcięła włosy na krótko. Zmarła w listopadzie 1944 roku po przebytym zapaleniu płuc. Jedna z najpoczytniejszych pisarek ma na swoim koncie takie powieści jak "Dewajtis", "Macierz", "Lato leśnych ludzi" i wiele, wiele innych. 

Młoda szlachcianka Jadwiga jest zaręczona, fakt ten nie ma jednak znaczenia dla zakochanego w niej pruskiego hrabiego Wenzla Croy - Dulmen. Zdesperowany mężczyzna wszelkimi sposobami stara się podbić serce pięknej Jadwigi. Na przeszkodzie stoi nie tylko narzeczony panny, lecz także niewygodne pochodzenia...

Maria Rodziewiczówna
Dobra, powiem szczerze, że wszystko zaczęło się od filmu o tym tytule, luźno zrealizowanym na podstawie powieści Rodziewiczówny. Pewnie gdyby nie ten film Rodziewiczówna jawiłaby mi się jako pisarka zwykłych tandet, których w dodatku nie da się czytać. W filmie się zakochałam, więc gdy zobaczyłam w księgarni tę powieść i to w cenie 12,90 chwyciłam ją i łaziłam z nią po całym sklepie oglądając inne półki (żeby czasem ktoś mi tego jedynego egzemplarza nie zwinął). A i wydanie piękne - twarda oprawa, prześliczny papier, druk ładny. Okładka też bardzo mi się podoba. No i jak nie kupić? Zatem przejdźmy do meritum - jeśli ktoś twierdzi, że Maria Rodziewiczówna jest pisarką bezwartościową, która napisała w swym życiu płytkie romansidła na poziomie kioskowych harlequinów niech mi najpierw udowodni, że czytał jakąkolwiek jej powieść. 

Opis książki zbyt wiele nie mówi, na pierwszy rzut oka romansik jakich wiele. Jednak co ciekawe, większość historii pisana jest w perspektywie hrabiego, który zwyczajnie liczy na tajemny romans z piękną kobietą. Nie wie kim jest panna, jak się nazywa, skąd pochodzi, szuka jej po Berlinie, perypetie rzucają go nawet nad Ren. Nie ma co - z Wenzla jest kawał łobuza, bo tu romansik z tą, tu z tamtą, i jeszcze inną, bale i hulanki do rana. 

"Był hulaką wielkoświatowym, pełnym form i delikatności: pod maską króla salonów krył się cynik bez żadnych zasad, nie szanujący nikogo i niczego, lekceważący świat cały, dumny swą potęgą i magnetycznym urokiem."
Kiedy jednak dociera za nieznajomą panną na tereny zaboru pruskiego pod Poznań doświadcza czegoś zupełnie nowego. Jest w miejscu tak innym od zepsutego Berlina. Bawiły mnie i bardzo podobały mi się te opisy mojego regionu, one są niczym charakterystyka dzikiego, egzotycznego regionu z drugiego końca świata. To niezwykle ciekawe doświadczenie, zwłaszcza interesująco opisuje Polskę ciotka głównego bohatera: 

"Oczarowali go w Polsce. To kraj wpółdziki. Mają tam gusła, rzucają uroki, dają pić zioła jakieś! Słyszałam o tym od poważnych ludzi. Czarna magia, szatańskie sprawki! Szatan opętał biednego Ralfa! Przeczuwałam nieszczęście! Spełniło się! Ty pokutujesz! Ach, te Polki!"

Wenzel jednak nie boi się niczego (no jak to, on, który ma wszystkie kobiety na zawołanie, on, który ma przyjaciół ile młodzieży w Berlinie?), rusza pod Poznań do... swej rodziny i jednocześnie w dalszym poszukiwaniu pięknej panny. W Mariampolu styka się z gwarą:

"Zaborcy skaleczyli mowę miejscową, a nie nauczyli swojej - z tego stworzył się żargon, którego ani rodowity Niemiec, ani Polak z innych stron nie potrafiłby zrozumieć. Był to bigos słowiańsko - germański, przeraźliwy."

Poznaje też nowych ludzi, którzy staną się motorem przemian w jego życiu, lecz w chwili gdy jest tam po raz pierwszy, zniechęcony i zaciekawiony zarazem, nie rozumie wszystkiego.  

"Dziwny ten kraj, gdzie młodzież była tak cicha, skupiona w sobie, milcząca, a starzy przy siwych włosach zachowali gorące uczucia, zapał i siłę. Dziwny kraj, dziwni ludzie!"

Bardzo duża część powieści rozgrywa się w oparciu o głównego bohatera, o czym już wspomniałam. Ważna jest Jadwiga, gdyby nie jej upór, piękno i cięty język, jest powodem działań Wenzla. To z powodu miłości do niej mężczyzna się zmienia, chce zasłużyć na miłość tej dziewczyny, czeka do wiele pracy nad sobą. To nie jest łatwe, zerwanie z tamtym berlińskim życiem, zmierzenie się z kłodami, które wciąż los rzuca mu pod nogi. Walka o miłość, którą trzeba zdobyć ciężką pracą, szczerością uczuć oraz zaakceptowaniem swojego pochodzenia nie będzie fraszką - igraszką zwłaszcza, że cicha, małomówna Jadwiga to bardzo wymagający obiekt westchnień. Działający cuda nota bene.

Polubiłam bohaterów powieści, tych pozytywnych oczywiście. Nie chciałam się rozstawać z Wenzlem, Jadwigą, Janem, panią Teklą, Cesią. Są dowodami na istnienie prawdziwej przyjaźni, głębokich więzi rodzinnych, szczerej i oddanej miłości. Polacy, którzy kochają swój kraj choć oficjalnie go nie ma, dbają o tę ziemię, o język, o związki w swej społeczności, nie dają się zniemczyć i skrzywdzić pięknej polskiej kultury. Od nich uczy się nie tylko główny bohater, ale i czytelnik. A, i bardzo ciekawe jest to, że kobieta jest jak bogini, stoi na piedestale - jej rządzić a mężczyźnie słuchać. 

"Taki u nas zwyczaj. Kobieta zawsze przewodzi: nie matka, to siostra; nie siostra, to żona. Dlatego one takie harde i nieprzystępne: czują swą siłę. I ja sam nie przeczę, że siostra rozumniejsza ode mnie. Czemuż mam jej nie słuchać?"

Nie wiem, dlaczego wcześniej nigdy nie sięgnęłam po powieść tej autorki. Okazało się, że mam w domu jeszcze dwie jej książki (i to nie od dziś), obie zamierzam przeczytać, bo wiem, że warto. Maria Rodziewiczówna w "Między ustami a brzegiem pucharu" pisze o miłości i oddaniu, lecz w zupełnie inny sposób niż powielające się pisarki współczesne. Sama sceptycznie podchodzę do głośnych współczesnych pisarek polskich, wolę sięgnąć po starszą literaturę.

Zresztą jest to nie tylko historia miłosna obfitująca w przeróżnie bariery i zwroty akcji, ale też piękny rys historyczny, obraz Polaków pod zaborem pruskim. Powieść zawiera w sobie też fascynującą analizę kultury, którą ze zdziwieniem obserwuje Niemiec. Zachęcam Was do przeczytania tej powieści. Jeśli nie jesteście pewni spróbujcie chociaż, bo jak mawiają bohaterowie tej książki - "miedzy ustami a brzegiem pucharu wiele jeszcze zdarzyć się może".
* cytaty pochodzą kolejno ze stron: 17, 21, 51, 60, 65. 

wtorek, 27 maja 2014

[133] Stanisław Lem "Bajki robotów"

Literackie, 2012
Liczba stron: 224
Literatura polska
8/10

Stanisław Lem to polski pisarz, eseista, jeden z czołowych przedstawicieli nurtu fantastyki naukowej. W swoich tekstach porusza problemy takie jak rozwój nauki i techniki oraz miejsce człowieka we Wszechświecie. Spod jego pióra wyszły m. in. "Dzienniki gwiazdowe", "Solaris", "Cyberiada" oraz "Dziennik znaleziony w wannie".

Dawno, dawno temu, gdzieś za Cieśniną Andromedzką żyli sobie Palibaba-intelektryk, Królewna Elektrina i robot Automateusz...
Bajki robotów po raz pierwszy ukazały się w 1964 roku. Od tego czasu nieustannie bawią i zadziwiają swą oryginalnością. Lem, jak sugeruje już sam tytuł, połączył w tej książce światy na pozór sobie obce: baśniową akcję przeniósł w kosmos, a księżniczki i czarodziejów zamienił na inteligentne i przede wszystkim obdarzone uczuciami maszyny. Powstał w ten sposób utwór wymykający się wszelkim klasyfikacjom, dzieło, które może być czytane przez młodszych czytelników, ale także przez wymagających miłośników fantastyki naukowej, skrzące się błyskotliwym humorem i arcyzabawną groteską.

Jakiś czas temu Nala na swoim blogu opublikowała recenzję "Bajek robotów" Lema i tym samym o tym pisarzu mi przypomniała. Zetknęłam się z nim już w gimnazjum kilka lat temu, były to, zdaje się, fragmenty "Dzienników gwiazdowych". Spodobało mi się, chciałam przeczytać coś jeszcze we własnym zakresie, ale zabrakło mi wtedy czasu chyba. Zatem po recenzji Nali poszłam do biblioteki i wypożyczyłam "Bajki robotów". Jak się bawiłam? Hm... Fantastycznie! 

Chyba najbardziej urzekł mnie język i styl. Fenomenalne wprost. Teksty są pełne słowotwórczych zabaw, neologizmów, niespotykanych nazw stworzonych na potrzeby bajek. Słowem pisarz tworzy też iście Grimmowy klimat i nastrojowość utworu. Można by domniemywać, że czytamy średniowieczne opowiastki o... robotach! 

"Jam jest robot hartowany,
zdalnie prądem sterowany,
nitowany z każdej strony,

wyklepany, uzwojony..."

W bajkach Lema obserwujemy bogactwo techniki i nauki. Świat robotów... Bałam się, że przytłoczą mnie fizyczne, matematyczne czy techniczne określenia, ale nie. Nie było tam nic co by mnie zniechęciło, wystraszyło, drażniło. W zasadzie występowały tam głównie nazwy pierwiastków i minerałów. Nie trzeba wiedzieć jak wygląda tantal albo znać właściwości uranu i glinu, by mieć pojęcie o czym jest historyjka. To tak jak w tradycyjnych baśniach - nie ma potrzeby znania nazw ziół, krzewów, by rozumieć ich istotę dla bohaterów. Te nazwy odczuwa się jako coś naturalnego, normalnego. 

W utworach pojawia się dramaturgia i tragizm, zaraz obok komizmu, zabawnych, groteskowych elementów. Pisarz chwyta za ironię i specyficzny humor [okrzyk "Awruk!" znany każdemu Polakowi chyba, ale w nieco innej konwencji. Przeczytajcie od końca ;) ], zatem przy bajkach można się zrelaksować, odprężyć, ale też poszukać głębszych znaczeń, symboli, gdyż te krótkie historyjki wskazują na życie, jego sens i wartościowanie. Zatem - każdy znajdzie coś dla siebie.

"Wszystko, cokolwiek istnieje, bywa przedmiotem drwin. Nie ostoi się wobec nich żadna godność, wiadomo bowiem, że ten i ów śmie podrwiwać nawet z królewskiego majestatu. Śmiech uderza w trony i państwa. Jedne ludy drwią z innych lub z samych siebie. Bywało, że wyszydzano to nawet, co nie istnieje – czyż nie śmiano się z mitycznych bogów?"

Zachęcam do sięgnięcia po "Bajki robotów". Ja przy tej książce bawiłam się świetnie, męczyłam się tylko z jedną opowiastką. Jeśli ktoś jeszcze nie zetknął się z fantastyką naukową to może być bardzo ciekawe pierwsze spotkanie, jeśli ktoś już jest nieco bardziej zaznajomiony w temacie to ta książka będzie fajną gratką. Przeżyłam na tyle interesującą przygodę, że kolejny utwór Lema - "Pamiętnik znaleziony w wannie" - już planuję. A i do braci Grimm na chwilę wrócę, zdejmę z półki i poczytam, bo Lem inspiruje do czytania bajek, bajeczek, baśni...

sobota, 17 maja 2014

W kilku słowach: Fanbook, czyli gratka książkowo - gazetowa


Jak już wspominałam w poprzednim poście, w Empiku dopadłam gazetkę Fanbook. Wzięłam ostatnio do ręki, przeczytałam od deski do deski. Jestem gazetą zachwycona. Cena niewielka, bo 1,99. Wydrukowana na szarym papierze, ale mnie w ogóle to nie przeszkadza, bo jak wiadomo liczy się to co się na stronicach znajduje. 


A znalazłam tam ciekawe rzeczy. Oprócz kilku fajnych wywiadów (m. in. z Andrzejem Ziemiańskim) jest też krótki artykulik o bookcrossingu, wyłapywaniu bestsellerów, a także o kryminałach. Jednak, absolutnie zachwyciły mnie artykuły pana Lubomira Bakera. Fenomenalne. Świetny język, okraszony dystansem do świata i nutką ironii. Nawet osoby, które nie szukają pomocy w odchudzaniu, powinny przeczytać artykuł "Ile trzeba kupić książek, żeby schudnąć?". Gwarantuję, że zakończenie każdego rozbawi. Sympatycznie napisany jest też artykuł "Czytanie to choroba przenoszona drogą płciową", spowodował uśmiech na mojej twarzy od pierwszego zdania. Jest też kalendarz książkożercy, czyli zestawienie najciekawszych książkowych wydarzeń ogólnopolskich oraz kilka stron o literaturze dziecięcej i młodzieżowej.


Zachęcam do kupienia tej niedrogiej, a ciekawej gazetki, bo warto. Mile spędzicie czas przewracając kolejne strony i popijając kawę (lub herbatę czy inne napoje, wedle upodobania).



Przede mną dwa bardzo ważne egzaminy maturalne w tym tygodniu (rozszerzona historia i ustny polski), więc szukajcie tu czegoś dopiero po 23 maja ;) 


poniedziałek, 12 maja 2014

Stosik (maj 2014) i słoneczny akcent wiosenny

Dziś prezentuję Wam mój skromny stosik, na który składają się takie tytuły jak (od góry):
  1. Regina Brett "Bóg nigdy nie mruga" - nagroda za ukończenie szkoły z wyróżnieniem
  2. Maria Rodziewiczówna "Między ustami a brzegiem pucharu" - zakup z sobotniego polowania na książki.
  3. Virginia C. Andrews "Kwiaty na poddaszu" - j. w.
  4. Stanisław Lem "Bajki robotów" - zdobycz biblioteczna :)

 Zdobyczą zakupową z ostatniej soboty jest też nowa gazeta dot. książek - Fanbook. Gazetka niedroga, świeża na rynku, więc postanowiłam się z nią zapoznać. Problem mam z nią tylko taki, że aby ją dostać muszę jechać do Poznania, bo u mnie w Obornikach raczej nigdzie jej nie dostanę.


 A teraz mały słoneczny akcent wiosenny. Wczoraj była bardzo ładna pogoda, co zaowocowało kilkoma zdjęciami. Dzielę się paroma z Wami :)

Rzeka Wełna
Konwalie i niezapominajki :)
Panorama i rzut na rzekę Wełnę :)

czwartek, 8 maja 2014

[132] Albert Camus "Dżuma"

La Peste
PIW Państwowy Instytut Wydawniczy, 2008
Liczba stron: 200
Literatura francuska
Lektura szkolna
8/10

Albert Camus to francuski pisarz, eseista, dramaturg. Jeden z czołowych przedstawicieli egzystencjalizmu w literaturze. W 1957 roku, na trzy lata przed śmiercią w wypadku samochodowym, otrzymał Literacką Nagrodę Nobla. Do jego najważniejszych dzieł należą "Dżuma", "Upadek" i "Obcy".

Metaforyczny obraz świata walczącego ze złem, którego symbolem jest tytułowa dżuma, pustosząca Oran w 194... roku. Wybuch epidemii wywołuje różne reakcje u mieszkańców, jednak stopniowo uznają słuszność postępowania doktora Rieux, który od początku aktywnie walczy z zarazą, uznając to za swój obowiązek jako człowieka i lekarza. 

Albert Camus
"Dżuma" zawsze mnie kusiła. Mrugała zalotnie z bibliotecznej półki, a ja zawsze się opierałam myśląc: "Jeszcze nie teraz". I myślałam dobrze, bo gdybym przeczytała tę powieść wcześniej mogłabym jej nie rozumieć w ogóle, odebrać ją negatywnie, skreślić Camusa definitywnie z listy intrygujących pisarzy. Dobrze, że poczekałam z tym czytaniem, bo jak się okazało była to moja lektura w klasie maturalnej, którą ukończyłam 25 marca tego roku. Jak przyszło co do czego, chwyciłam za książkę i szybko przeczytałam (pojechała ze mną nawet do Częstochowy na pielgrzymkę w intencji maturzystów). Ostatecznie przeżyłam z "Dżumą" fascynującą przygodę intelektualną.

Ta książka ma dwa konteksty: dosłowny i metaforyczny. Odbierając historię mieszkańców Oranu i doktora Rieux dosłownie czytelnik może obserwować zarazę, jej rozwój, zachowanie mieszkańców miasta, ich wewnętrzne dramaty i postawy wobec choroby. Pisarz dość dokładnie opisał tez objawy choroby i jej dwie formy: dżumę dymieniczną i płucną, zatem płaszczyzna dosłowna powieści jest interesująca. 

"Ludzie są raczej dobrzy niż źli."

Natomiast kontekst metaforyczny jest bogatszy. Dżuma odczytana nie jako zaraza, ale jako alegoria zła i wojny pozwala ujrzeć działania bohaterów w innym świetle. Ich zachowanie wobec epidemii staje się wtedy poglądem na owe zło, a postawa wobec choroby jest postawą wobec niego. Z tłumu mieszkańców (kilkuset tysięcy!) wybija się kilka postaci. Doktor Riuex, który leczy chorych i dba o nich. Jest także ojciec Panneloux, którego postawa diametralnie się zmienia, gdy widzi niezawinione cierpienie i śmierć. Mamy Granda, który pisze od kilku lat wciąż jedno zdanie swej powieści, kto wie, może doświadczenie dżumy pozwoli mu ukończyć, a w zasadzie zacząć pisanie książki? 

Ciekawą postacią jest Tarrou poszukujący świeckiej świętości. Właśnie on zauważa, że tak naprawdę każdy jest zarażony dżumą, zatem trzeba pilnować samego siebie i poszukiwać, by nie zarazić innych swym wewnętrznym złem. 

"Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka." 

"Dżuma" w Częstochowie :)
Niewątpliwie doświadczenie dżumy zmieniło życie bohaterów wiodących oraz pozostałych mieszkańców Oranu o czym przekonać się można w czasie przewracania kolejnych kartek. Ale dla mnie najbardziej niezwykłe były ostatnie strony, na których czytelnik dowiaduje się, że bramy miasta znów otwarto. Ileż nagromadziło się tam tęsknoty, miłości, czułości! Ale, ale, nawet w takiej radosnej chwili jeden z bohaterów powieści (by nie zdradzać który to), zauważa, że: 

"Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika (…) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście."

Dzięki świetnemu językowi pisarza czujemy tę powieść i sami stajemy się uczestnikami walki z dżumą (dobrze, że to tylko powieść...). Jest i śmierć i życie, małe i większe radości, sukcesy i porażki. Wielkie oczekiwania, tęsknoty i marzenia. Sama czułam tę historię, która rozegrała się tak szybko, że aż żal było odkładać książkę. Warto dostrzec obie płaszczyzny, o których pisałam. Świetnie się uzupełniają i pozwalają pełniej odebrać tę niezwykłą powieść. 

Polecam Wam tę historię zarazy, wojny i zła siedzącego w człowieku. Być może będzie to trudna historia, będzie trzeba poświęcić jej więcej uwagi, czasu i skupienia, ale jest to wartościowa powieść. Pokazuje społeczeństwo ogarnięte złem i wojną, postawy tak różne. Zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję zwłaszcza jeśli poszukujecie czegoś nieco ambitniejszego, ale nie nudnego.

niedziela, 4 maja 2014

[131] Sławomir Koper "Gwiazdy Drugiej Rzeczypospolitej"

Bellona, 2013
Liczba stron: 342
Literatura polska
10/10

Sławomir Koper to historyk, jest absolwentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się m. in. dziejach Polski międzywojennej. Spod jego pióra wyszły takie tytuły jak: "Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej", "Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej", "Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej" oraz "Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej". 

Sławomir Koper zabiera nas do świata gwiazd, teatru, kabaretu, kina i sportu II Rzeczpospolitej. Opisuje sukcesy i rozczarowania swoich bohaterów, ich miłości i życie prywatne na tle barwnej epoki. Wśród nich znaleźli się m.in. Pogorzelska, Mankiewiczówna, Barszczewska, Halama, Jaracz, Osterwa, Żabczyński, Konopacka czy Walasiewiczówna. Autor nie zapomniał o wzajemnym przenikaniu się środowisk, kiedy to gośćmi scen kabaretowych bywali politycy.

Dwa tygodnie temu obchodziliśmy Święta Wielkanocne, a skoro święta to wolne, jak wolne to czytanie, a jak czytanie to dobra książka. Tym razem trafiło na "Gwiazdy Drugiej Rzeczypospolitej", które cierpliwie czekały od Gwiazdki na swoją kolejność. Dla mnie ta książka to prawdziwa gratka. Nie ukrywam swej rosnącej i rozkwitającej miłości do artystycznego życia międzywojennej Polski - oglądam filmy, wielbię aktorów, a biografię mojego ulubionego aktora tamtego okresu - Eugeniusza Bodo - przeczytałam z uwielbieniem wypisanym na twarzy. Czy tym razem też tak było?

Napisze od razu, bo to i tak żadna tajemnica - jestem zachwycona. Gratuluję panu Sławomirowi świetnego języka, stylu i sposobu opowiadania zawartych tu historii. Wyszła z tego fantastyczna gawędziarska mini - kronika życia kilku osób. Podziwiam pisarza, bo wykonał kawał dobrej roboty wybierając postacie i zbierając życie każdej z nich na kilkudziesięciu kartach, na które składa się jeden rozdział. Ciężka to praca, gdyż każda z tych osobistości to materiał na osobną książkę.


"Nic dziwnego, ze aktor [A. Żabczyński] narzekał, że raz na pół roku musi na własny koszt remontować klatkę schodową kamienicy, w której mieszkał. Właściciel żądał od niego usunięcia ze ścian wpisów zakochanych wielbicielek."*

Aleksander Żabczyński
Książka przybliża nam koleje życia ośmiu postaci: Stafan Jaracz - perfekcjonista nieidealny, romansująca
ofiara sowieckiego łagru Eugeniusz Bodo, niedoceniany autor skeczu "Sęk" (odsyłam do kabaretu Dudek) Konrad Tom, Loda Halama szalejąca w Tokio (!), trędowata Jadwiga Smosarska, Tola Mankiewiczówna tańcząca walca przez trzydzieści godzin, zapomniany Antoni Fertner oraz pierwszy amant kina Aleksander Żabczyński. Rozdziały te są poprzedzone swoistym wstępem do epoki, krótką jej charakterystyką co jest bardzo dobrym zabiegiem, gdyż jest to czas niezwykle barwny i dynamiczny.

Odnoszę wrażenie, że tam każdy znał każdego. Są i Skamandryci (Tuwim, Słonimski, Iwaszkiewicz, Lechoń i Wierzyński), jest Pepa Singer (dla niewtajemniczonych - pierwowzór Racheli z "Wesela" Wyspiańskiego), sportowcy, politycy, krytycy, poeci, piosenkarze, konferansjerzy, dyrektorzy teatrów i scen kabaretowych, producenci... Mogłabym tu wymieniać bez końca. Oni wszyscy się znali, bo to wiadomo - znajomi znajomego, jedna szkoła, raz ten kabaret, raz tamta rewia... Skandale, romanse, aluzje, kłamstewka, zatargi, ale i wspaniale owocujące współprace. Ach, co to były za czasy! Wiele dzisiejszych chwilowych gwiazdeczek (w każdym dziale kultury i sztuki) może się schować.

"Podobno Aleksander Żabczyński był tak dobrze wychowany, że nawet otwierając puszkę sardynek, wcześniej pukał trzy razy w wieczko."**

Obok głównych bohaterów książki pojawiają się równie ważni i ciekawi bohaterowie poboczni również mający swoje 5 minut tutaj. Zainteresowała mnie postać Węgra Jarosy'ego, Ludwika Sempolińskiego, Zuli Pogorzelskiej, Andrzeja Własta. Nazwiska były mi znane już wcześniej, lecz nie przywiązywałam do nich większej uwagi. Muszę koniecznie nadrobić te braki, chcę także bliżej zapoznać się z czołowym przedstawicielem krytyki tj. Tadeuszem Boy-Żeleńskim.

"Boy był niezwykle płodnym recenzentem, a jego teksty wydane w kolejnych tomach Flirtu z Melpomeną (i nie tylko) znacznie przekraczają formę zwyczajowej krytyki teatralnej. To symbol Warszawy tamtych dni, jej problemów, radości i smutków."***

Kolejne kartki tej książki chłonęłam cała sobą, poznając znane mi już postacie. Zachwycił mnie nawet rozdział o Bodo, o którym wiem już co nieco. Jego historia mnie nieodmiennie porusza. Przyciągnęły mnie także koleje życia Konrada Toma, zapomnianego i niedocenianego autora scenariuszy filmowych, kabaretowych i rewiowych, przez jakiś czas skłóconego z Jarosym. Doszli do zgody w ciekawy sposób:

"I obrażeni na cały świat poszli do baru, gdzie na mocno zakrapianej rozmowie spędzili czas do rana. A następnie zakopali topór wojenny i rozpoczęli współpracę."****

Z pewnością sięgnę jeszcze nie raz po książki pana Sławomira Kopra. Porwały i wzruszyły mnie do głębi te historie wielkich polskich gwiazd. Na samą myśl o nich wypływa na mą twarz uśmiech, choć podczas czytania nie raz zakręciła się łza w oku. Wspaniali aktorzy dziś zapomniani. Wielcy, często więksi od wielu dzisiejszych gwiazd. Fenomenalne osobowości, intrygujące koleje życia, niezwykłe zdolności i umiejętności, a mimo to majaczą w cieniu zapomnienia.

"Bo nie zapomnisz mnie,
gdy moją piosenkę spamiętasz. 
W melodii tej siła zaklęta, 
i czar, i moc."*****

Gorąco zachęcam do chwycenia z tę książkę, gwarantuję świetną przygodę pełną... życia. Wzloty i upadki, sukcesy i porażki, które można przeżywać razem z gwiazdami międzywojennej Polski, będącej na wyciągnięcie ręki. Czas spędzony z tą lekturą nie będzie czasem straconym czy zmarnowanym lecz bogatym w fascynujące przeżycia. Polecam z całego serca.

* cyt. str. 312
** cyt. str. 295
*** cyt. str. 20
**** cyt. str. 159
***** cyt. str. 310