"Zawsze mnie smuci, kiedy ludzie spodziewają się po innych tego, co najgorsze, zamiast tego, co najlepsze. Czasem nie doceniamy młodzieży."

"Bóg nigdy nie mruga" R. Brett

piątek, 27 stycznia 2012

[87] Lisa Hoodless & Charlene Lunnon "Uprowadzone"

Abducted
Hachette, 2010
Liczba stron: 286
Literatura angielska
9/10

W 1999 roku, w wieku dziesięciu lat, Charlene Lunnon i Lisa Hoodless zostały porwane w drodze do szkoły. Przez kilka dni były więzione w brudnym mieszkaniu komunalnym, torturowane i gwałcone. Niemal postradały życie. Ale zdarzył się cud. Dziewczynki zostały odnalezione, ich oprawca aresztowany i skazany, a sprawę udało się zamknąć. To jednak nie był koniec dla Charlene i Lisy. Przez kolejne kilka lat starały się pogrzebać bolesne wspomnienia i wrócić do normalnego życia. W ogniu heroicznej walki z własnymi demonami ich przyjaźń została wystawiona na próbę, której prawie nie podołała. Uprowadzone to opowiedziana przez nie historia tego, co przeżyły, jak udało im się przetrwać tę gehennę oraz skąd czerpały siłę, aby iść dalej i odbudować swoje życie.

Książkę pożyczyłam od mojej siostry. Kazała mi się dobrze zastanowić czy na pewno chcę przeczytać. Byłam zdecydowana, pytanie było niepotrzebne. Doskonale wiedziałam o czym traktuje ta powieść, nie sądziłam jednak, że będzie to tak niezwykłe i wzruszająco - przerażające spotkanie.
W książce na przemian wypowiada się Lisa i Char. To pozwala poznać nie tylko różny punkt widzenia tych dramatycznych zdarzeń, ale także uczucia bohaterek. Jest to tak dobrze ujęte i ubrane w słowa, że miałam wrażenie, że nie czytam książki a oglądam film. Przed mymi oczami mimo woli pojawiały się obrazy z powieści - porwanie, wpakowanie dziewczynek do bagażnika czy 'pobyt' na Beachy Head zwanym klifem samobójców. Jest to niewątpliwie wielka zaleta tej powieści, bo dzięki temu ksiązkę czyta się bardzo szybko i płynnie. Język jest prosty, ale idealnie 'wpasowuje' się w sytuację dziewczynek.
Historia Charlene i Lisy nie kończy się w momencie, gdy zostają odnalezione i zabrane do domu. Ich historia toczy się dalej. Widzimy łatwy - niełatwy powrót do szkoły, wizyty u psychologa, kontakty z rodzicami, wojnę między przyjaciółkami, pierwsze miłości. Odnowienie kontaktów nie będzie łatwe.
Chyba najgorsze jest to, że to najprawdziwsza historia napisana przez życie. Ludzie tacy jak oprawca Char i Lisy - Alan Hopkinson żyją, istnieją naprawdę i aż trudno w to uwierzyć. Te dwie niewinne istotki miały nieszczęście trafić na niego, a walka z tragicznymi wspomnieniami wymagała od nich ogromnego nakładu sił i samozaparcia.
Dla mnie książka jest dowodem tego, że po każdej burzy wychodzi słońce, które na niebie naszego życie tworzy upragnioną tęczę.
Książkę polecam wszystkim. Gwarantuję satysfakcję z dobrze wykorzystanego czasu. Bo choć temat powieści nie jest łatwy, prosty i przyjemny to książka porusza do głębi i dostarcza niesamowitych emocji.

czwartek, 19 stycznia 2012

[86] Ursula K. Le Guin "Czarnoksięznik z Archipelagu"

A Wizard of Earthsea
Prószyński i S-ka, 2003
Literatura amerykańska
liczba stron: 208
9/10

Ursula Kroeber Le Guin urodzona 1929 roku w Kaliforni jest amerykańską pisarką SF i fantasy; wiele jej książek, przede wszystkim cykl "Ziemiomorze", weszło do klasyki gatunku.

Nie jest łatwo zostać czarnoksiężnikiem. Trzeba być cierpliwym i wytrwałym, zapanować nad swym lękiem, poskromić swe ambicje i pychę. Mistrz Ogion poddaje Geda, młodego adepta sztuki magicznej, trudnym próbom charakteru. Mieć moc i jej nie nadużywać - oto prawdziwa sztuka. Inaczej można zachwiać równowagą światła i mroku, życia i śmierci, dobra i zła. Gdy czarnoksiężnik ulegnie ludzkiej słabości, bojaźni, ze szczeliny na granicy światów wysunie się cień, który pozbawi go siły, każąc żyć w nieustannym strachu, ścigając dniem i nocą. I nie pomogą mu wtedy ani biegłość w magii związywania, ani sztuka przemiany, ani zaklęcia nadawania kształtu. Bo pokonać swój lęk można tylko wtedy, gdy spojrzymy mu w oczy. Oto wtajemniczenie, które pozwoli Gedowi - pasterzowi kóz z małej wioski - stać się najpotężniejszym czarnoksiężnikiem z Archipelagu.
Ta książka to pierwsza część czterotomowego cyklu "Ziemiomorze", uznanego za arcydzieło światowej literatury fantasy.

Kiedy siostra zapytała mi się co chciałabym pod choinkę, odpowiedziałam "Książkę". Była to oczywista oczywistość. Od razu padło pytanie "No, ok, ale jaką?". Niewiele myśląc poprosiłam o "Czarnoksiężnika z Archipelagu". Od dawna chciałam się spotka z twórczością pani Ursuli. I dziś wiem, że prośba o tę książkę była dobrą decyzją.
Choć "Czarnoksiężnika..." czytałam długo to nie była to wina książki, raczej moja, ale o tym się rozpisywać nie będę, bo to bez sensu. Generalnie za fantasy itp., nie przepadam, nie czytuję. Nie wchodzi mi ten gatunek. Zatem jak to się stało, że książkę oceniłam tak wysoko?
Ano tak, że "Czarnoksiężnik..." to absolutny tytan w swoim gatunku. Uwielbiam czary, magię (niekoniecznie tą dobrą). Uwielbiam, kiedy ktoś uczy się magicznego fachu. Wiec w tej książce, znalazłam to co dla mnie najlepsze. Znalazłam tu ogrom magii. Dobrej, złej.
Książka opisuje życie młodego czarnoksiężnika, który został pozbawiony poczucia bezpieczeństwa. Ktoś na niego wciąż czatuje, wciąż czeka. A może raczej coś? Bo jak nazwać coś, co w gruncie rzeczy nie ma swego prawdziwego imienia? Nadtym także zastanawia się nasz bohater, Ged. W książce spotykamy się także z uczuciami takimi jak przyjaźń czy nienawiść. Akcja nie leci przerażająco szybko. W ogóle moim zdaniem to ona idzie bardzo wolno. Ale to tylko zaleta powieści. Możemy każde spotkanie Geda z niebezpieczeństwem smakować powoli, wysłuchać jego myśli i emocji. Obserwujemy walkę bohatera z samym sobą, czasem też z otoczeniem. Choć akcja nie jest wartka, książka wciąga. Nawet nie zauważamy, kiedy przewracamy kartki, kiedy zmienia się numer rozdziału. Zauważamy za to ciekawy świat Ziemiomorza, podziwiamy ojczyznę Geda.
Sam Ged, zwany Krogulcem jest ciekawą postacią. Ładnie zarysowaną, z pragnieniami, uczuciami. Z pozoru to zwykły młody człowiek, który pragnie zwykłych rzeczy, ale jemu nie jest to dane. Musi uporać się ze swoim prześladowcą.
Gorąco polecam Wam tę powieść. Kto nie czytał, niech przeczyta. Nie będzie to stracony czas. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. A osoby uprzedzone do fantasy (tak jak ja) może zaczną się przekonywać, że to nie jest takie złe.

piątek, 6 stycznia 2012

Podsumowanie roku 2011

Wiem, ze podsumowanie pojawia się nieco późno, mamy bowiem już 6 stycznia. Wcześniej jednak nie mogłam nic sensownego napisać z powodu poniedziałkowej, bolesnej wizyty u dentysty.

Rok 2011 był dla mnie pod wieloma względami wyjątkowy - ukończyłam z wyróżnieniem gimnazjum a we wrześniu rozpoczęłam naukę w liceum. Pod koniec roku zaczęłam także pisać moją 'radosną twórczość'.
Przeczytałam także wiele książek, bo aż 81! Rok rozpoczęłam świetnym "Gringo wśród dzikich plemion" a zakończyłam wzruszającą "Rosyjską baletnicą".
Co do polskich autorów... Rozpoczęłam swoją przygodę z kryminalną twórczością Joanny Chmielewskiej, swoje miejsce na liście przeczytanych odnalazło kilka tomów serii o Ali Makocie (dalsze czytanie uniemożliwił mi remont biblioteki), zaszalałam kupując i czytając książki Beaty Pawlikowskiej. W pojedynczych książkach wróciłam do Kosmowskiej, Siesickiej, Snopkiewicz, Sienkiewicza i Onichimowskiej. Na bibliotecznej półce odnalazłam diamencik w postaci "Antonówki" Marka Janczyka.

Ten rok mogę postawić pod hasłem autobiografii kobiet. Zaczęło się niewinnie od "Okaleczonej" Khady a potem już poszłam za ciosem. Była Juliette i jej zwierzenia z ciężkiej choroby, Ginette Bureau i historia jej córeczki. Miao Sing opowiedziała nam o sobie jako o kurtyzanie, a "Moje życie w sowieckiej epoce kłamstwa i strachu" autorstwa Swietlany Mielnik znalazło swoje miejsce pod numerem 44. Dalej była Safiya Tungar Tudu oraz Waris Dirie. Nie mogła także zabraknąć "Tybetańskiej mniszki". Rok zakończyła Waris.

W sumie zrecenzowałam 27 książek. Wiem, że w porówananiu z obszerną lista wygląda to słabo, ale obiecuję poprawę ;)

Ubiegły rok był naprawdę udany, życzę sobie by ten był jeszcze lepszy :)