G+J RBA, 2010
Liczba stron: 92 (plus wklejki ze zdjęciami)
Literatura polska
6/10
Myślę, że Beaty
Pawlikowskiej nie trzeba nikomu szczegółowo przedstawiać, ale tak dla
pewności - jest to polska podróżniczka, pisarka, felietonistka, która
zwiedziła i zobaczyła kawał świata.
Krokodyle,
węże i ryż, świątynia Angkor Wat i miasto w dżungli, Bolesław Chrobry,
Harry Potter, okrutny świat Czerwonych Khmerów i Tonle Sap, czyli wioska
na jeziorze.
Był
czas, że szalałam za serią "Dzienniki z podróży", więc przyjaciółka
uznała za stosowne sprezentować mi kiedyś na Gwiazdkę ten tomik z serii,
który przeczytałam dopiero niedawno. Dość zachwycona zabrałam się za tę
pozycję, jednak z miarę czytania początkowy zachwyt stopniowo zanikał.
Zacznę
jednak od tego, co mi się podobało. Przede wszystkim przedstawienie
Tonle Sap - wioski na jeziorze. Wenecja przy tym to nic. To wioska czy
też miasteczko to naprawdę coś! Nie ma dróg, ale są łódki będące jedynym
środkiem komunikacji. Wszytko jest zorganizowane jak w normalnym
mieście - są sklepy, są domy i tak dalej. Po prostu życie. Kolejnym
atutem tej książki jest dla mnie historia Kambodży w pigułce. Autorka
przedstawia kraj w czasie rządów Czerwonych Khmerów. Nie ukrywam, że
właśnie ten rozdział czytałam z największą uwagą i zainteresowaniem
(wiedza po przeczytaniu tego rozdziału okazała się pomocna na historii).
Spodobało mi się to, że pani Pawlikowska posłużyła się tu fragmentami
książki Loung Ung pt. "First They Killed My Father". Ponieważ ta pozycja nie została przełożona na język polski jeszcze wówczas (może już przetłumaczyli?)
pani Beata sama tłumaczyła fragmenty. No i oczywiście wielkim plusem
książeczki o Kambodży są niezwykłe zdjęcia, rysunki i ilustracje, a
wszystko to autorstwa podróżniczki.
Tyle
pozytywów, a teraz o tym co zepsuło mi mój ogólny zachwyt. Minusem było
irytujące powtarzanie znaczenia słowa "Angkor" (zasadniczo jest to po
prostu 'miasto'). Myślę, że czytelnicy są na tyle bystrzy, że raz
przeczytana informacja trafi do nich. To było serio irytujące. Nie
podobał mi się też chaos panujący w tych zapiskach. Rozumiem, że to
zapiski z podróży i to oczywiste, że nie będzie tu wzorowego porządku,
ale tym razem ten bałagan absolutnie mnie przerósł. Poza tym generalnie
tym razem ta podróżnicza książeczka nie wniosła nic ciekawego do mojego
życia. Szkoda.
Generalnie
sądzę, że jest to najsłabsza pozycja z podróżniczych relacji z tej
serii, które dotychczas miałam szansę przeczytać. Nie zostały mi tu
zafundowane niezwykłe przeżycia, a szkoda, bardzo szkoda.
Moja siostra jest wielką miłośniczką tej pani, dlatego jej polecę powyższą książkę, chociaż szkoda, że to najsłabsza pozycja z podróżniczych relacji z tej serii.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mój prezent wypadł nieco słabo ;P Cieszę się jednak, że mimo zawodu, znalazłaś w tej pozycji coś, co spodobało się Tobie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, żadnej książki Beaty Pawlikowskiej, ale zacznę od innej pozycji.
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię serdecznie do odwiedzania mojego bloga :)
nie lubię tych kieszonkowy wydań Pawlikowskiej. jeśli już mam do niej sięgnąć to wybieram pełne edycje. takie maluchy bardziej mnie irytują okrojoną wersją zdarzeń, niż zaostrzają apetyt na dalekie podróże.
OdpowiedzUsuń