Greg
Liczba stron: 189
Literatura polska
5/10
Pełne poezji i uroku opowieści o przygodach młodego Sindbada, który zachęcony i zmuszony przez Diabła Morskiego - odbywa podróże, zakochuje się w królewnach, ratuje się ze straszliwych opresji i zawsze wraca do Bagdadu, gdzie czeka na niego wuj Tarabuk.Liczba stron: 189
Literatura polska
5/10
Myślę, że każdy choć słyszał o Leśmianie. Autor słynnych erotyków i baśni pisanych prozą. Tworzył w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Swoje inspiracje czerpał z twórczości baroku, romantyzmu i Młodej Polski.
" (...) Rady Diabła Morskiego wydały mi się i słuszne, i ponętne. Od dawna mi się znudził i mój pałac, i wuj Tarabuk, i wiersze wuja Tarabuka. Od dawna pragnąłem zaznać przygód i niebezpieczeństw...".
Nie ukrywam, że do poezji Bolesława Leśmiana mam słabość. Jest w niej coś co mnie przyciąga. Liczyłam, że tak samo będzie z historią o Sindbadzie, młodym żeglarzu, którego znają chyba wszyscy. Myślałam, że mnie przyciągnie, że będę czytać z zapartym tchem i nim miną dwa-trzy popołudnia, książkę będę miała przeczytaną. A tym czasem książkę męczyłam półtora tygodnia i prawdę mówiąc gdyby nie fakt, że była to lektura konkursowa to pewnie bym odłożyła i nie skończyła.
Początkowo bajkowa postać Sindbada i jego pierwsze dwie przygody (plus wstęp) bawiły mnie, interesowały, ciekawiły. Czytałam w miarę chętnie i bez problemów. Ale przy mniej-więcej czwartej przygodzie zaczęłam się nudzić. Wciąż wszystko zaczynało się tak samo, łatwo było przewidzieć co stanie się za chwilę. Już było wiadome za sprawą czego (lub kogo, jak wolicie) Sindbad wyruszy w kolejną wyprawę. Brakowało tych niespodziewanych zwrotów akcji. Nie koniecznie musiałyby być one jakieś szalenie gwałtowne czy niespodziewane. Wystarczyła by mała iskierka, jakiś ognik, który by mnie zainteresował wprowadzając troszkę zamieszania i nowości w temacie. A tymczasem nuda.
Owa nuda nie wynikała jednak z języka powieści, co to to nie. Jeżeli ktoś przeżył twórczość Sienkiewicza (bardzo dobrze mi się czyta "Quo Vadis") albo bardziej cięższego Żeromskiego ("Syzyfowych prac" nie skończyłam czytać, właśnie ze względu na język) to Leśmian nie sprawi mu problemu. Język nie jest jakoś wybitnie trudny czy straszliwie nudny i oporny we współpracy z czytelnikiem. Tak więc językowo "Przygody Sindbada Żeglarza" nie są skomplikowane.
Było kilka momentów, które mi się nawet podobały. Szczególnie zabawne sceny, w których głównym bohaterem był wuj Tarabuk. Niezły agent, tyle wam powiem.
Sposób w jaki Sindbad wyruszał w podróże po tej trzeciej, załóżmy, przygodzie stał się oklepany. Ja rozumiem, że ten cały Diabeł Morski to coś na kształt fatum rodem z tragedii antycznej, ale bez przesady.
Generalnie, jeżeli ktoś lubi takie powtarzające się motywy i dziwne 'cośki' to jak najbardziej niech czyta. Ale jako 'zapychacza' czasu i 'odstresowywacza' nie polecam.
Myślę, że raczej się nie skuszę. Przynajmniej na razie nie ; )
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńCzytałam Sindbada Żeglarza i choć język był nieco zniechęcający, lekturę oceniam na mocną 6 w skali do 10 ;D Najbardziej z powyżej prezentowanej publikacji, zapadło mi w pamięci to: "Jaka pogoda pomimo pogody zwiastuje klęski, nieszczęścia i szkody?" ;D;D;D
OdpowiedzUsuń