With Violets
Prószyński i S-ka, 2010
Liczba stron: 320
8/10
Prószyński i S-ka, 2010
Liczba stron: 320
8/10
Elizabeth Robards to pseudonim Nancy Robards Thompson, autorki współczesnych i historycznych powieści dla kobiet.
Paryż, lata sześćdziesiąte XIX wieku, okres, gdy wybitni młodzi artyści buntują się przeciwko skostniałym akademikom i chcą szukać nowych dróg, nowych środków wyrazu. Piękna, bez reszty oddana sztuce Berthe Morisot marzy, by zyskać uznanie jako malarka. Niestety, jako kobieta musi pogodzić się tym, że żyje w cieniu kolegów – Moneta, Pissarra, Degasa. Tym jednak, który najbardziej pociąga ją i fascynuje, jest wielki Edouard Manet. Geniusz, a zarazem dandys i uwodziciel, któremu nie oprze się żadna kobieta. Jego życie to pasmo skandali. Mimo niewytłumaczalnego przywiązania do nieatrakcyjnej żony i dziesiątek kochanek, wkrótce staje się nie tylko mistrzem Berthe i jej nauczycielem, ale także kochankiem. Dla panny z dobrego domu taki romans oznacza jedynie ból i nieodwracalną utratę reputacji. Berthe jednak nie zgadza się grać roli, jaką narzuca jej społeczeństwo. Niezłomnie postanawia stać się kowalem własnego losu.
Książkę przeczytałam w wakacje, czyli parę miesięcy temu. Przyciągnęła kój wzrok okładka. Taka nietuzinkowa. Zwykle dokładnie czytam opis z tyłu książki. Wtedy jednak, pośpieszana przez koleżankę, tylko przebiegłam oczyma po tekście. Wychwyciłam słowa kluczowe: "malarka", "Moneta, Pissara, Degasa", "Edouard Manet" i wiedziałam, że to jest to. Uwielbiam impresjonizm. W szczególności Moneta i Degasa, ale w gruncie rzeczy każdy obraz ma w sobie coś.
Głównymi bohaterami są impresjoniści właśnie. Malarz-mężczyzna w sumie takich emocji nie wzbudza, jednak malarz-kobieta i owszem. A kobieta mało tego nie będąca mężatką to już w ogóle skandal. No, ale w sumie rzecz biorąc cała ta historia jest otoczona mgiełką skandalu i oburzenia społeczeństwa.
Edouard Manet i Berthe Morisot - niby para ludzi, malarzy tworzących w jednym nurcie malarstwa. Bliscy sobie przyjaciele. Jednak z czasem rodzi się między dziwne uczucie - ni to miłość, ni to pożądanie. Ostatecznie zostają kochankami. Tak pokrótce wygląda ich wspólna historia. Ale czy ich historia skończy się happy-endem? Miłosnikom wzruszeń i smutnych zakończeń po cichutku zdradzę, że tak pozytywnie jak w wielu bajkach Disneya nie będzie.
Nie ukrywam, że powieść pani Robards mnie mocno wciągnęła. Te 320 stron wchłonęłam w siebie w dwa, może trzy dni. W książce są emocje - złość, żal, gorycz, zazdrość. Poznajemy zdanie postronnych bohaterów na temat związku Berthe i Edouarda. Barthe jest upominana przez siostrę i matkę, Edouard przez żonę.
Ta dwójka ludzi mimo tego co uważa otoczenie robi swoje - zarówno w sferze malarstwa, jak i swojego życia prywatnego. A to "nie podleganie" zasadom paryskich elit budzi skandal, oburzenie. Bo kto widział, takie rzeczy wyczyniać? Gdzie ogłada, gdzie kultura, gdzie jakaś samo zachowawczość? Ta skandaliczność nadaje charakter powieści. Moim zdaniem, gdyby jej nie było, to wszystko byłoby nudne, jałowe. Bo co jest podniecającego w romansie, który nie wzbudza emocji otoczenia? Chodzi o tę adrenalinę właśnie.
Bohaterowie w powieści są bardzo ładnie nakreśleni. Sam Paryż, pomieszczenia, domy tworzą klimat dla głównych wydarzeń. Powiem Wam, że dla mnie jako dla miłośniczki impresjonizmu było wyjątkowo ciekawym doświadczeniem przyglądać się malarzom ich pracy "od kuchni".
"Uwodzicielka" będzie gratką dla fanów impresjonizmu czy ogólnie malarstwa, a osoby chcące ciekawego, wciągającego romansu też znajdą coś dla siebie. Historia troszkę smutna, ale na nudny szary wieczór idealna.
Paryż, lata sześćdziesiąte XIX wieku, okres, gdy wybitni młodzi artyści buntują się przeciwko skostniałym akademikom i chcą szukać nowych dróg, nowych środków wyrazu. Piękna, bez reszty oddana sztuce Berthe Morisot marzy, by zyskać uznanie jako malarka. Niestety, jako kobieta musi pogodzić się tym, że żyje w cieniu kolegów – Moneta, Pissarra, Degasa. Tym jednak, który najbardziej pociąga ją i fascynuje, jest wielki Edouard Manet. Geniusz, a zarazem dandys i uwodziciel, któremu nie oprze się żadna kobieta. Jego życie to pasmo skandali. Mimo niewytłumaczalnego przywiązania do nieatrakcyjnej żony i dziesiątek kochanek, wkrótce staje się nie tylko mistrzem Berthe i jej nauczycielem, ale także kochankiem. Dla panny z dobrego domu taki romans oznacza jedynie ból i nieodwracalną utratę reputacji. Berthe jednak nie zgadza się grać roli, jaką narzuca jej społeczeństwo. Niezłomnie postanawia stać się kowalem własnego losu.
Książkę przeczytałam w wakacje, czyli parę miesięcy temu. Przyciągnęła kój wzrok okładka. Taka nietuzinkowa. Zwykle dokładnie czytam opis z tyłu książki. Wtedy jednak, pośpieszana przez koleżankę, tylko przebiegłam oczyma po tekście. Wychwyciłam słowa kluczowe: "malarka", "Moneta, Pissara, Degasa", "Edouard Manet" i wiedziałam, że to jest to. Uwielbiam impresjonizm. W szczególności Moneta i Degasa, ale w gruncie rzeczy każdy obraz ma w sobie coś.
Głównymi bohaterami są impresjoniści właśnie. Malarz-mężczyzna w sumie takich emocji nie wzbudza, jednak malarz-kobieta i owszem. A kobieta mało tego nie będąca mężatką to już w ogóle skandal. No, ale w sumie rzecz biorąc cała ta historia jest otoczona mgiełką skandalu i oburzenia społeczeństwa.
Edouard Manet i Berthe Morisot - niby para ludzi, malarzy tworzących w jednym nurcie malarstwa. Bliscy sobie przyjaciele. Jednak z czasem rodzi się między dziwne uczucie - ni to miłość, ni to pożądanie. Ostatecznie zostają kochankami. Tak pokrótce wygląda ich wspólna historia. Ale czy ich historia skończy się happy-endem? Miłosnikom wzruszeń i smutnych zakończeń po cichutku zdradzę, że tak pozytywnie jak w wielu bajkach Disneya nie będzie.
Nie ukrywam, że powieść pani Robards mnie mocno wciągnęła. Te 320 stron wchłonęłam w siebie w dwa, może trzy dni. W książce są emocje - złość, żal, gorycz, zazdrość. Poznajemy zdanie postronnych bohaterów na temat związku Berthe i Edouarda. Barthe jest upominana przez siostrę i matkę, Edouard przez żonę.
Ta dwójka ludzi mimo tego co uważa otoczenie robi swoje - zarówno w sferze malarstwa, jak i swojego życia prywatnego. A to "nie podleganie" zasadom paryskich elit budzi skandal, oburzenie. Bo kto widział, takie rzeczy wyczyniać? Gdzie ogłada, gdzie kultura, gdzie jakaś samo zachowawczość? Ta skandaliczność nadaje charakter powieści. Moim zdaniem, gdyby jej nie było, to wszystko byłoby nudne, jałowe. Bo co jest podniecającego w romansie, który nie wzbudza emocji otoczenia? Chodzi o tę adrenalinę właśnie.
Bohaterowie w powieści są bardzo ładnie nakreśleni. Sam Paryż, pomieszczenia, domy tworzą klimat dla głównych wydarzeń. Powiem Wam, że dla mnie jako dla miłośniczki impresjonizmu było wyjątkowo ciekawym doświadczeniem przyglądać się malarzom ich pracy "od kuchni".
"Uwodzicielka" będzie gratką dla fanów impresjonizmu czy ogólnie malarstwa, a osoby chcące ciekawego, wciągającego romansu też znajdą coś dla siebie. Historia troszkę smutna, ale na nudny szary wieczór idealna.
Myślę, że powinna mi się spodobac. Rozejrzę się za nią.
OdpowiedzUsuńMam manię na punkcie Francji, ale - sama nie wiem dlaczego - raczej nie miałam ochoty czytać "Uwodzicielki" (chociaż okładka jest nieziemska!), cieszę się jednak, że nie do końca jest ona taka, jak sobie ją wyobrażałam :) Nie jestem fanką malarstwa, ale akurat impresjonizm lubię, więc chętnie ją przeczytam :D
OdpowiedzUsuń