Honningkrukken
Elipsa, 2008
Liczba stron: 192
Literatura norweska
7/10
Gert Godeng, a właściwie Gert Nygårdshaug to norweski poeta i pisarz. Jego imię znane jest przede wszystkim z serii kryminałów zatytułowanej "Krew i wino", której głównym bohaterem jest Fredric Drum.
Fredric Drum przybywa do St. Emilion, jednego z najbardziej znanych
rejonów winiarskich we Francji, by kupić wino dla małej restauracji w
Oslo, której jest współwłaścicielem. Zostaje wciągnięty w sprawę
tajemniczego zniknięcia w ciągu ostatnich miesięcy siedmiorga
mieszkańców miasteczka. Wiele wskazuje na to, że Fredric zostanie ósmą
ofiarą.
Książkę przytachałam do domu w ramach bibliotecznej akcji "Uwolnij książkę". Miałam wtedy chrapkę na jakiś kryminał, a ponieważ ten akurat był w niezłym stanie (tylko takie żółte kropki posiada na pierwszych dwóch stronach) zabrałam go ze sobą. Czy to była dobra decyzja - nie wiem, trochę się waham jak ocenić tę książkę, bo uczucia mam mieszane jak nigdy.
Sama postać Norwega Fredrica Druma nie była zła. Sympatyczny gość w okolicach trzydziestki. Znawca win, który swój czas wolny spędza na badaniu starożytnych kultur. Trochę nieśmiały, o jasnym umyśle i umiejętności bystrej obserwacji otoczenia. Niby alles klar, ale czegoś mi w nim zabrakło. Detektyw - amator nie musi dorównywać Holmesowi (to w ogóle możliwe?), ale w Drumie chyba zabrakło tej specyficznej iskry. Troszkę mi to przeszkadzało.
Za to całkiem sympatycznie wypadły fragmenty o badaniu pisma linearnego B (mówi Wam to coś? Miłośnikom historii pewnie tak ^.^). Fredric starał się odczytać owo tajemnicze pismo. Spędzał nad tym czas w Norwegii wspólnie z dwojgiem przyjaciół - Tobem i Mayą Manuellą - oraz we Francji, kiedy potrzebował odpoczynku. Generalnie jest to wątek ciekawy, poświęcono mu sporo akapitów. Ale zastanawiało mnie cały czas to, czemu ma służyć ten wątek. Pod koniec powieści mnie oświeciło, że to nie tylko ozdóbka estetyczna - przecież w kryminałach nie ma bezsensownie upychanych słów. No, w tym przypadku składam ukłon w stronę autora, bo świetnie pobawił się zagadką pisma.
Denerwowało mnie skakanie autora do wspomnień Federica w najmniej odpowiednich chwilach. Gdy już się wkręciłam w zdarzenia w St. Emilion, nagle Godeng przenosił mnie do zimnego Oslo drogą wspomnień. Trochę to drażniące, mimo że zdaję sobie sprawę z potrzeby istnienia tych wspomnień.
Zakończenie. W każdym dobrym kryminale największym przeżyciem dla czytelnika jest zakończenie. Właśnie na tych ostatnich stronach ukazuje się w pełnej krasie prawda, następuje rozwiązanie wszystkich zagadek napotkanych w czasie czytania. I często właśnie zakończenie decyduje o tym czy czytelnik poleci powieść znajomym czy nie. Jeżeli przyniesie rozczarowanie, książka zginie w czeluściach kurzu, jeżeli satysfakcję, zbierze rzeszę fanów. I to owo zakończenie wprawiło mnie w szok. Element zaskoczenia genialny. Oto chodziło - żebym ze zdziwienia siedziała z otwartą buzią i czytała kilka razy to samo zdanie. Gert Godeng podołał stworzeniu niebanalnego rozwiązania zagadki. Nawet mi do głowy nie przyszła taka możliwość jaką on zastosował. Chapeau bas, panie Godeng!
Koniec końców polecam Wam tę ksiązkę. Ja mam mieszane uczucia, ale nie żałuję, że przeczytałam "Dzban miodu", bo było to fajnie spędzone popołudnie.
***
Wyjeżdżam w niedzielę na dwa tygodnie, ale może ustawie czasowo jakąś recenzję (jeżeli taką skrobnę) i będziecie mieli coś do czytania. Jeżeli nie to pierwszy post pojawi się dopiero po 6 sierpnia ;)
Denerwowało mnie skakanie autora do wspomnień Federica w najmniej odpowiednich chwilach. Gdy już się wkręciłam w zdarzenia w St. Emilion, nagle Godeng przenosił mnie do zimnego Oslo drogą wspomnień. Trochę to drażniące, mimo że zdaję sobie sprawę z potrzeby istnienia tych wspomnień.
Zakończenie. W każdym dobrym kryminale największym przeżyciem dla czytelnika jest zakończenie. Właśnie na tych ostatnich stronach ukazuje się w pełnej krasie prawda, następuje rozwiązanie wszystkich zagadek napotkanych w czasie czytania. I często właśnie zakończenie decyduje o tym czy czytelnik poleci powieść znajomym czy nie. Jeżeli przyniesie rozczarowanie, książka zginie w czeluściach kurzu, jeżeli satysfakcję, zbierze rzeszę fanów. I to owo zakończenie wprawiło mnie w szok. Element zaskoczenia genialny. Oto chodziło - żebym ze zdziwienia siedziała z otwartą buzią i czytała kilka razy to samo zdanie. Gert Godeng podołał stworzeniu niebanalnego rozwiązania zagadki. Nawet mi do głowy nie przyszła taka możliwość jaką on zastosował. Chapeau bas, panie Godeng!
Koniec końców polecam Wam tę ksiązkę. Ja mam mieszane uczucia, ale nie żałuję, że przeczytałam "Dzban miodu", bo było to fajnie spędzone popołudnie.
***
Wyjeżdżam w niedzielę na dwa tygodnie, ale może ustawie czasowo jakąś recenzję (jeżeli taką skrobnę) i będziecie mieli coś do czytania. Jeżeli nie to pierwszy post pojawi się dopiero po 6 sierpnia ;)
Ja po Twojej recenzji też mam mieszane uczucia i jeszcze dobrze się zastanowię zanim sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuń